Obrazy

Dzisiaj zapraszam wgłąb lokalnego krajobrazu Brighton. Jak wiecie z poprzednich fragmentów tej historii, to miasto jest pełne artystów. Ich tak liczna obecność, początkowo była dla mnie o tyle fascynująca co zastanawiająca. W tej odsłonie mojej opowieści mam ogromną satysfakcję i zaszczyt przybliżyć wam (chociaż odrobinę) realia życia w tym nadmorskim mieście z punktu widzenia artysty. Będzie jak w obrazie - po trochu, pragmatyzmu, tragedii, zaskoczenia, koloru i rozbłysku. Do dzieła!

Mark jak wiecie jest świetnym towarzyszem rozmów. Dzięki temu ma wielu znajomych. Jednen z nich, szczególnie ważny dla mnie, to John. Kiedy pierwszym razem udało mi się tylko usłyszeć jego głos, pomyślałem "Gość musi być ogromny" I tak było. Brzmiał jakby zjadł kontrabas. Taki kawał chłopa, wszędzie poruszał się niesamowitą kolarką i ku mojemu zdumieniu zawsze w kasku. Pierwszy raz widziałem dorosłego i poważnego faceta, pokazującego że można nosić jednocześnie koszulę i kask rowerowy. Tak do sprawy podchodził właśnie John.

Wyjątkowo szybko John przeszedł do rzeczy i złożył u mnie zamówienie na serwis jego komputera, wręczył wizytówkę z adresem i odjechał. Odwiedziłem go już następnego dnia i nie mogłem uwierzyć w to co zobaczyłem. John mieszkał w studio zaaranżowanym na poddaszu warszatatu rowerowego i pracowni stolarskiej! Nie dalej niż 50 mentrów od wybrzeża! Kiedy stałem przed jego studio, słyszałem tylko szum fal, krzyk mew i łomot mojego zafascynowanego serducha. Nie wiem czy byłem bardziej zadzwiony tym doświadczeniem czy zwyczajnie zazdrosny.

John zaprosił mnie do środka i zaproponował herbatę. Wiadomo. Rozejrzawszy się po wnętrzy jego studia, dostrzedłem niesamowity obraz i dość zastanawiające zdjęcie. Nie było to zdjęcie z wakacji z rodziną. John zauważył moje zainteresowanie i wyjaśnił szybko, że na zdjęciu widać jego po tym jak zaliczył kraksę na rowerze. Bez kasku. Masakra. W życiu bym nie powiedział, że to on. Ten widok mocno mnie zszokował, a jednocześnie ukoił ciekawość. Już wiedziałem dlaczego John jeździ w kasku. Rozmawiając o kaskach solidnie się uśmialiśmy. Kask Johna jest marki "KASK" i okazało się, że John nie miał pojęcia, co to znaczy po polsku :)

Pracując dla Johna, miałem okazję porozmawiać z nim na fantastyczne tematy. Podobnie do Marka, John potrafił spojrzeć na rzeczywistość w niesamowity sposób. Pełen koloru, życia, znaczenia, kontrastu, a przy tym poukładany i nieekstrawagancki. To było widać wszędzie. W studio, w obrazach jak też i w miejscu, które wybrał na swoją jaskinię. Miałem takie szczęście, że John docenił również moje podejście do świata. Poznałem jego bliskich znajomych na fantastycznej domówce w ogrodzie u Soni - dziewczyny Johna. Któregoś gorącego popołudnia, John i Sonia zabrali mnie na spacer. Innym razem John pokazał mi kawałek plaży, gdzie woda jest zawsze trochę cieplejsza.

Dzięki Johnowi i jego przyjaciołom dowiedziałem się olśniewającej prawdy. Rzeczy zarówno wielkie jak i codzienne buduje się krok po kroku. Warsta po warstwie. Jak w obrazie. Najpierw tworzy się delikatne tło i zarys kompozycji wyznaczające to co będzie się działo. Następnie dodaje się pierwsze punktu orientacyjne dla kształtów i postaci. Na koniec uzupełnia się wszystko o emocjonujące plamy intensywnych kolorów i prześwietlenia. Dopiero na koniec cały obraz nabiera życia. Paradoks tkwi w tym, że życie było w nim od momentu kiedy pędzel lub szpachelka po raz pierwszy dotknęły płótna. A idealnie nie znaczy nieskazitelnie.

PS. Tym razem wyjątkowo zamiast fotki ze stocka, oryginalny obraz Johna. To ten obraz zobaczyłem kiedy pierwszy raz zajrzałem do jego studia. Co za wspomnienie! Zobaczcie jego pozostałe prace.




Painting by John Hancock from John Hancock Art

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stop

Miód

Prezent