Bright:ON

Słoneczko. I na niebie dzisiaj w Lublinie, i w tej części historii również. Dla odmiany i dla zrównoważenia (ogólnie panującego w tej opowieści) ponurego tonu, dzisiejszy odcinek będzie happy i super i wow i ojej. Będzie o tym jak w końcu zostało mi dane skosztować tego tytułowego miodu. Heh... skosztować? Ładnie powiedziane... Ja go wpi*&^%$#łem! Dosłownie, nie mogłem się nasycić. Wszystko co widziałem, słyszałem, czułem na skórze, na twarzy, pod stopami było urzeczywistnieniem najsłodszych snów i najbardziej cukierowkowych marzeń. Artyści, ocean, plaża, angielski, lato. Jednym słowem BRIGHTON.

To, że zamieszkam właśnie w Brighton, początkowo niewiele mi mówiło. Do momentu kiedy wyszedłem z głównego dworca kolejowego, moja wiedza o tym mieście była znikoma. Sama nazwa też z niczym mi się nie kojarzyła. Wystarczyło jednak około 20 minut spaceru, żeby totalnie zmienić moje ignoranckie spojrzenie. I muszę to w tym momencie przyznać - było to jedno z najpiękniejszych przeżyć edukacyjnych w moim życiu. Jakże satysfakcjonujące jako dla językoznawcy było dla mnie odkrycie, że w nazwie Brighton może kryć się jakiś sens. W wolnym tłumaczeniu "Brighton" to "Blask: WŁĄCZONY". Byłem wprost olśniony.

Więcej, mój pierwszy dzień w tym południowo-angielskim mieśćie zbiegł się z początkiem lata. I tutaj proszę nie sugerować się stereotypami na temat angielskiej pogody. Pomimo tego, że wybrzeże dzieli od Londynu około godzina drogi autem, to są to dwa zupełnie inne światy. Bryza wiejąca od morza była gorąca i swoją wilgocią powodowała zawrót głowy. Szeroka kamienista plaża nagrzewała się w trakcie bezchmurnego dnia, pozwalając wygrzewać się długimi wieczorami słuchając szumu nocnych fal. Żeby było zabawniej, dodam, że to był mój pierwszy kontakt z morzem! W życiu!

I to życie miałem w planie tam spędzić. Początkowo brałem pod uwagę UK ogólnie, ale już pierwszego dnia wiedziałem, że chcę zostać właśnie w tym mieście o kamienistej plaży i wzgorzach jak w San Francisco. W każdym kubku miodu jest łyżka dziegciu. Tu też. San Fracisco to stolica LGBT. Brighton też. Niespodzianka! Podobnie jak klimat i koloryt jaki taka społeczność nadaje miastu. Na każdym kroku utwierdzałem się we wrażeniu, że mieszkam w galerii sztuki. Widziałem prace Banksy, słyszałem piosenki pochodzących z Brighton Jamesa Baya i Passengera, a na żywo dwie kapele, które śledzę na Youtube. Czułem się jak u siebie i jak nigdy brakowało mi mojej gitary.

A teraz na koniec wróćmy do miodu. Wyobraźcie sobie, że próbujecie jakiejś łakoci, którą wychwalali wszyscy znajomi, w swoich historiach. Dużo o tym wiecie, ale tylko z opowieści. Nigdy nie widzieliście jej na oczy. Pewnego dnia dostajecie w swoje ręce pudełko. Pieczałowicie zapakowane. Pachnące. W szeleszczącym, błyszczącym jak wasze oczy celofanie. Sięgacie ostrożnie jedną ręką, otwieracie pudełko i przez jedną chwilę macie wrażenie, jakby biło z niego niebiańskie światło. Jak z okna stojąćego na szczycie świata wieżowca. Z pięknym widokiem na przyszłość. 


Photo by pixabay.com from Pexels

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stop

Miód

Prezent