Bilet

Dotarliśmy do punktu zwrotnego całej historii. "O szukaniu miodu w dupie" można tak naprawdę sprowadzić do tej jednej chwili. Tutaj kończy się pewien etap i zaczyna kolejny. To tuaj podejmuję decyzję, po której już nic nie będzie takie jak wcześniej. Dlaczego bilet? Ponieważ to akt usankcjonowania tego postanowienia. Kiedy o tym piszę, robi mi się smutno. Nie bez powodu zdecydowałem się na ten lekko wulgarny tytuł - potrzebuję to z siebie wyrzucić, a nie jest łatwo przyznać się do takiego dużego błędu. Do rzeczy...

Pewnego kwietniowego dnia, wziąłem udział w świetnym wydarzeniu, gdzie poznałem mnóstwo ciekawych osób. Niektóre z nich wspomniałem już w rozdziale "Anioły". Jedną z tych osób był Bartosz. Uczestniczyliśmy wspólnie w kilku ćwiczeniach. Okazało się, że mamy też bliskich wspólnych znajomych. Kilka dni później Bartosz powiedział, że wyjeżdża do Anglii, gdzie czeka na niego pokój i praca, które załatwiła dla niego bardzo dobra koleżanka. 

Słuchałem jego opowieści z zaciekawieniem. Wizja ułożonego świata, gotowego na jego przyjazd sprawiała, że mi opadała szczęka. Byłem wręcz oczarowany takim cukierkowym scenariuszem. Ja potrzebowałem całego roku, wypełnionego wyrzeczeniami, podatkami od wszystkiego, inwestycjami i ryzykiem, żeby jakkolwiek się ogarnać. A tu słyszę, że mogę zostać przywitany z otwartymi ramionami przez system, który wspiera Twoje działania! Istny M I Ó D. "Tak. To ten miód, którego szukałem!" - pomyślałem...

Przez kilka dni chodziłem z tą myślą, która rosła we mnie z każdą godziną. Zacząłem marzyć, rozmyślać, idealizować i lukrować tę idyllę. Szybko pojawiły się też racjonalizujące myśli typu "Skoro byłeś w stanie wystartować od zera tutaj, to tam też Ci się uda!" czy "Taka szansa nie zdarza się codziennie!". Któregoś dnia, podczas rozmowy z Bartoszem, nieśmiało zagadałem, czy tam dokąd się wybiera znajdzie się też miejsce dla mnie. Niedługo okazało się, że Kasia - wcześniej wspomniana koleżanka - jest naprawdę pomocną osobą i kolejnym aniołem przy okazji. 

I to by było na tyle. Tutaj kończy się cała moja dotychczasowa podróż. Tutaj urywa się wątek ambitnego budowania lepszego świata. Tutaj przestaje być ważne to co udało mi się do tej pory zgromadzić. Tutaj przestają się liczyć ludzie, którzy we mnie uwierzyli i zdecydowali się poświęcić swój czas na rozwijanie mojej wizji z ich udziałem. Tutaj liczę się tylko ja, moja wygoda, moja zachcianka. Wszystko to co nazywam w tytule tego bloga miodem. 

Kliknąłem, zamówiłem, zapłaciłem. Dostałem bilet do Anglii. Zostawiłem wszystko. Dosłownie wszystko.

Myślę, że to nie przypadek, że pierwsza publikacja tej historii miała miejsce podczas "Fuck up Nights Lublin". Do dzisiaj uważam to za moją największą wtopę i gówniarczy wybryk. Kosztowało mnie to mnóstwo pieniędzy. Ale to nic w porównaniu z tym, czego pieniądze nigdy nie kupią. Największa strata to kontakt z ludźmi, którzy byli ze mną przez ostatni rok. To czas, który wypełniały wyzwania i przemyślenia, z których zawsze rodziły się dobre dla mnie wnioski. Ostatecznie to grunt, z którego wyrosłem. 


Photo by Porapak Apichodilok from Pexels

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stop

Miód

Prezent