Rower

Zetknięcie z coachingiem obudziło we mnie ducha przedsiębiorczości. Poczułem się kompetentny i gotowy na pierwsze "wyjście z mroku". W efekcie uczestnictwa w kolejnych sesjach określiłem jakie wartościowe umiejętności i wiedzę jestem faktycznie w stanie zaoferować na rynku. Co więcej, dostrzegłem konkretne powody, dla których mogę, chcę, a nawet powinienem to zrobić. Pierwszy raz od dawna uwierzyłem, że mogę coś zreazliwoać samodzielnie i z dobrym skutkiem.

Już na początku drugiego semestru stworzyłem moją pierwszą komercyjną ofertę, wtedy jeszcze pod tytułem "korepetycji", i zająłem się promowaniem mojego pomysłu - uczenie się angielskiego z wykorzystaniem narzędzi coachingowych. Sformułowałem też pierwsze założenia tego podejścia jako "wykorzystanie już istnijącego w jednostce potencjału i doświadczeń w celu rozwijania znajomości języka angielskiego". Zupełnie niespodziewanie pojawiły się też pomysły na pozyskanie zleceń, co niedługo zaowocowało pierwszymi telefonami od zainteresowanych osób.

Wiatrem wypełniającym żagle mojej małej łódeczki było przekonanie, że taka właśnie oferta jaką tworzę i rozwijam jest potrzebna. W mojej głowie pojawiła się klarowna wizja procesu uczenia się języka angielskiego oraz relacji z jego odbiorcami. Ryzykownie, zlokalizowałem nieokreśloną dotąd potrzebę i wyszedłem jej na przeciw z rozwiązaniem innowacyjnym i nietypowym, a jednak spotkałem się z ciepłym przyjęciem i zaangażowaniem. Okazało się, że przeczucie mnie nie myliło i coraz więcej osób było skłonnych mnie wysłuchać, często wspomóc i czasem również zatrudnić.

W tej części historii nie sposób nie wspomnieć o kamieniach milowych tego etapu tytułowego "szukania miodu". Jako, że w ramach popularyzowania mojej wizji zdecydowałem się podjąć każdej działalności, która umożliwiała mi rozpowszechnianie mojego pomysłu oraz aktywne wykorzystanie nabytych umiejętnośći, udało mi się nawiązać współpracę z przeróżnymi organizacjami. Na początku byłem asystentem pedagoga szkolnego w liceum w Nałęczowie i prowadziłem zajęcia na temat rozwoju osobistego dla młodzieży, co wydawało mi si solidnym osiągnięciem.

Któregoś dnia, na moich zajęciach pojawili się uczniowie z trwającej właśnie wymiany międzynarodowej. Bardzo spodobały im się moje zajęcia, więc skontaktowali mnie z AIESEC, co zaowocowało kontraktem na cykl szkoleń w Lublinie. Następnie, dodatkowo w ramach wdzięczności, Państwo z AIESEC zaprosili mnie na Galę Partnerów. To wydarzenie pozwoliło mi nawiązać kolejne znajomości w Lublinie i już po paru dniach, dzięki uprzejmości Jadwigi, byłem gościem Śniadania Klubu BNI. Od teraz wszystko zaczęło nabierać zupełnie innego wymiaru.

W trakcie tego spotkania, okazało się, że każdy z uczestników ma za zadanie zaprezentować siebie i swój biznes i niespodziewanie takie zadanie otrzymałem również ja. Nagle zapanowała cisza. Przyszła moja kolej. Wtedy zadziało się coś co traktuję jako moją definicję przedsiębiorczości - "Z niczego zrobić coś, dla kogoś". Wstałem. Poczułem się tak jak wtedy, gdy pojawia się pierwszy podmuch wiatru na niezmąconej tafli morza. Po chwili namysłu wypowiedziałem zdanie, które jest ze mną do dziś:

"Z nauką angielskiego jest jak z jazdą na rowerze. Większość z nas miała z tym już kontakt, a nawet zdążyła się w tym temacie wyposażyć. W naszych garażach stoją rowery, które kurzą się bo stwierdziliśmy, że to one są powodem naszych niewystarczających osiągnięć. W angielskim są to lekcje szkolne, kursy językowe i próby we własnym zakresie, książki, notatki, materiały. Moim celem jest pomóc wam sięgnać po swoje zapomniane i niedocenione rowery, odkurzyć je i zacząć ich używać z przyjemnością."


Photo by Leandro Estock from Pexels.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Stop

Miód

Prezent