Bagaż

To był przepiękny, choć trochę chłodny, kwietniowy poranek. Może i dobrze, bo wróciłem do domu rozpalony -  zainspirowany i ogromnie podekscytowany - więc lekka ochłoda dobrze mi zrobiła. Tego dnia zobaczyłem i usłyszałem ludzi, dla których codziennością było obracanie sumami rzędu mojego ówczesnego miesięcznego przychodu. Dzięki temu spotkaniu, wykiełkowało we mnie ziarenko nowego podejścia, które przez następne miesiące urosło do pięknej i owocnej perspektywy. Rozwijał się we mnie dystans do prowadzenia biznesu, pozwalający mi zachować spokój, cierpliwość i rozsądek w sytuacjach, które dotąd mnie po prostu przerażały. 

Pierwsze tygodnie od śniadania BNI były czasem gromadzenia i formułowania lub przeformułowania przekonań odnośnie samodzielnej działalności na rynku. Sposobów na to miałem naprawdę pod dostatkiem. Na pierwszy ogień poszły zasłyszane od uczestników śniadania hasła i slogany. Do dzisiaj pamiętam - a raczej nie mogę zapomnieć :) - "powiekszymy Twój interes" z wystąpienia Tomka! I jak tu nie wyluzować, kiedy z ust poważnego gościa słyszysz takie teksty? Na mnie zadziałało! Kolejne użyteczne myśli przysły z kilku solidnych kanałów z YouTube, z audiobuków i rzecz jasna z książek. Przyznam się, że metafora roweru nie pojawiła się bez powodu, więc jak możecie się domyśleć, częściej sięgałem po nagranie niż po wydruk.

To był strzał w dziesiątkę. Mogłem łączyć to co naprawdę lubię, czyli rower - jazdę i majsterkowanie - z tym co muszę zrobić, czyli zdobycie wiedzy o prowadzeniu biznesu. To były naprawdę udane wakacje pod tym względem. Miałem cel i drogę. Dużo jeździłem i dużo słuchałem, nie musząc zaniedbywać jednego kosztem drugiego. Zawsze na luzie. Jednym z kluczowych odkryć tego etapu były słowa, którymi Paul McCartney zatytułował swoją piosenkę - "Let it be". Kiedy przychodzi trudna chwila, możemy płakać, że jest źle próbując zanegować istniejący bałagan, albo zaakceptować sytuację i krok po kroku szukać rozwiązania. W ten sposób komponujemy swój bagaż przekonań. Wybierając mądrze, wyruszamy w dalszą drogę z lekkim niezbędnikiem, natomiast przywiązani do "nie da się", "na pewno będzie źle" czy "nie opłaca się" wyglądamy mniej więcej jak obładowany wielbłąd.


Pamiętam to jak dziś. Był gorący czerwiec. Po bardzo intensywnym sezonie, mój rower wymagał pewnych poprawek i napraw, które okazały się na tamten moment dość kosztowne i nie ukrywam, że trochę było mi szkoda kasy. Wyjątkowo długo biłem się wtedy z myślą o odłożeniu tego serwisu na tzw. lepszy moment. Na szczęście, nie trwało to długo i ostatecznie pogodziłem się z tym, że "jeśli chcę mieć kotka, to muszę go karmić". Zaraz po śniadaniu zapakowałem rower do auta i ruszyłem do Lublina, póki jeszcze było chłodno. Na wjeździe od Warszawy trwała wtedy ogromna przebudowa skrzyżowania, więc żeby nie stać pół dnia w korku, zaparkowałem pod skansenem i dalej pojechałem rowerem. 

I bardzo dobrze zrobiłem, bo słonko już powoli dawało się we znaki, aut przybywało z minuty na minutę, za to ja przemknąłem sobie między nimi, zniknąłem w cieniu drzew i potoczyłem się spokojnie do centrum. Nie miałem żadnego problemu z miejscem do zaparkowania, a żeby zatrzymać się na kawę, po prostu ... zatrzymywałem się. Po udanych zakupach miałem przed sobą jeszcze prawie godzinę drogi przez miasto, z plecakiem gratów i w palącym słońcu. Żeby nie robić sobie jeszcze bardziej pod górkę postanowiłem pozytywnie się nastawić i wybrać jakieś pomocne przekonanie. Padło na "to jest w sumie blisko". Od tamtej pory nie mam problemu z poruszaniem się po całym mieście rowerem, bo "W Lublinie wszedzie jest blisko". To z kolei pozwoliło mi otworzyć się na okazje biznesowe, które miały nadejść … dużo wcześniej niż mógłbym się spodziewać!



Photo by ayidh from Pexels

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Stop

Miód

Prezent