Coaching
W efekcie kilkudniowych rozważań, decyzja padła na dwuletnie studia podyplomowe na WSPiA w Lublinie. Na pierwsze zajęcia poszedłem jednocześnie okrutnie przestraszony i totalnie podniecony. Nie miałem żadnej pewności, że uczęszczanie do tej klasy przyniesie mi zamierzone efekty w postaci uzupełnienia kwalifikacji zawodowych. Jednocześnie, wizja nawiązania nowych znajomośći i otwarcia nowego rodziału była nieodparcie atrakcyjna i budująca.
Dzisiaj już nie pamiętam dokładnego przebiegu pierwszych wydarzeń, rozmów, spostrzeżeń. Pamiętam za to bardzo dokładnie atmosferę, która zapanowała już po pierwszych zajęciach - "Będzie ciężko" mówiliśmy. Tyle zostało we mnie po pierwszych zajęciach z teorii coachingu. Przypuszczam, że ich głównym celem było skłonienie naszej grupy do wydedukowania definicji coachingu z podanych materiałów, przykładów i źródeł. Wiedziałem coś i nic. Czułem się oburzony i zainspirowany, zapalony i zniechęcony, okradziony i ubogacony. Jedyne co mi pozostało to zacząć formułować moje własne wnioski i konsultować je z kolegami i koleżąnkami.
Kolejne z kluczowych wspomnień i ogromny krok milowy to ucieleśnienie wcześniej wspomnianego uczucia ubogacenia. Była to moja pierwsza ćwiczeniowa sesja coachingowa, w której wcieliłem się w rolę klienta. Pojawiło pierwsze pytanie o to czym chciałbym się zająć a po nim ... cisza! Pierwszy raz od kiedy pamiętam, osoba którą żywię autorytetem zapytała o moją interpretację rzeczywistości w jakiej się znajduję i z żywym zaciekawieniem, wręcz dociekliwością, przysłuchiwała się mojej relacji. Kolejno padały pytania doprecyzowujące i weryfikujące, aż nadeszło to jedno, które nawiązując do metafory drzwi można porównać właśnie z umieszczeniem klucza w zamku ogromnych, ciężkich, drewnianych drzwi.
Usłyszałem "... więc co mógłbyś w tej sprawie zrobić?". Zamarłem w ciszy i bezruchu. Oczy utknęły mi na chwilę w rozdzieranym słońcem pochmurnym, popołudniowym horyzoncie. Nagle poczułem wybijający się ze środka mnie śmiech oraz wyrastające z pleców skrzydła. Jak nigdy przedtem, idealnie oczywistym i bezsprzecznym faktem stało się to, że mierzę się tylko i wyłącznie ze swoją własną narracją. Że to co jest moim problemem, wymaga ode mnie - tylko i aż - zaangażowania zasobów, które już posiadam. Ja. Mogę, umiem, jestem w stanie, mam pomysł, wiem jak... zostać najlepszym nauczycielem angielskiego. Jak dziś pamiętam to uczucie jakby ktoś mnie na nowo poskładał, tchnął we mnie życie i pchnął do przodu.
Czy studia podyplomowe uzupełniły moje kwalifikacje? Tak, jak długo ja tak uważam.
Czy studia podyplomowe uzupełniły moje kwalifikacje? Tak, jak długo ja tak uważam.
Photo by Miguel Á. Padriñán from Pexels
Komentarze
Prześlij komentarz